Najbardziej wzruszające są dla mnie spotkania z ludźmi, z różnych zakątków Polski, którzy podchodzą po moim wykładzie o depresji. Jedni chcą się tylko przytulić i nic nie mówią. Inni opowiadają o swoim leczeniu, hospitalizacji i myślach samobójczych. Wielu dzieli się ze mną refleksją o tym, co dało im przeczytanie książki „Twarze depresji” i kampania „Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję.”.

 

Przed oczami mam bardzo dużo takich twarzy. Nigdy nie zapomnę łez dojrzałego mężczyzny z południa Polski, który podszedł do mnie z żoną i podziękował za jej powrót do zdrowia. Okazało się, że kobieta przez trzy lata nie wychodziła z domu. Coraz bardziej zapadała się w depresji. Przełom nastąpił, gdy przeczytała książkę „Twarze depresji”. Zaczęła się leczyć i chodzić na terapię. Widok płaczącego mężczyzny zrobił na mnie ogromne wrażenie. Podziękował za to, że po latach w końcu pojechał z żoną na wakacje, a nawet udało jej się znaleźć pracę. Leczenie przyniosło efekt. Przytuliłam ich. Powiedziałam, że bardzo się cieszę, i że to zasługa bohaterów mojej książki i ambasadorów kampanii, którzy tak niesamowicie inspirują do działania. W Toruniu rozmawiałam z młodą dziewczyną, która przez prawie rok siedziała w domu. Odsunęła się od wszystkich. Kiedy zaczęła się leczyć, wszystko wróciło do normy. Znalazła pracę i miłość swojego życia. Ogromne wrażenie zrobiło na mnie również spotkanie z sześćdziesięcioletnią kobietą, która podeszła do mnie po moim wykładzie na temat depresji poporodowej. Długo płakała i nie mogła nic powiedzieć. Przytuliłam ją i milczałam. Myślałam, że opowie o swojej córce. Okazało się, że była tak bardzo poruszona, bo po czterdziestu latach zrozumiała, że chorowała na depresję poporodową, tylko wówczas nikt o tym nie mówił. Matki musiały ze swoim dramatem mierzyć się zupełnie same. Wytykane palcem przez rodzinę jako te wyrodne. Długo mogłabym wymieniać takie poruszające historie.

Nie sposób w kilku słowach opisać ogromu dramatu, z jakim mierzą się osoby zmagające się z depresją nie tylko ze względu na okrucieństwo tej choroby, ale również z powodu stereotypów i niezrozumienia ich cierpienia. Dlatego po dziesięciu edycjach kampanii społecznej „Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję.” wiem, że absolutnie nie możemy jeszcze wbić biało-czerwonej flagi na szczycie. Przed nami długa wspinaczka.

 

Trudna droga

Dla mnie ta wspinaczka zaczęła się od przeczytania słów Justyny Kowalczyk: „Byłam wrakiem, to wtedy chciałam rzucić narty, ale uznałam, że muszę to wszystko wypłakać”. Nasza mistrzyni i multimedalistka w biegach narciarskich sześć lat temu powiedziała publicznie o swoich zmaganiach z depresją. Wtedy przygotowałam na ten temat felieton do „Panoramy” TVP2. Wracając metrem do domu, czytałam jeszcze raz wywiad z naszą mistrzynią. Nagle usłyszałam: „Ja też choruję na depresję. Leczę się. Wszyscy mnie zostawili. Straciłam też pracę. Nikt mnie nie rozumie.”. Pani miała około pięćdziesięciu lat. Zarówno ona jak i Justyna Kowalczyk dały mi motywację do tego, by podjąć ten temat.

Namówiłam znane osoby i zupełnie nieznane do tego, by opowiedziały o swoich zmaganiach z chorobą. Tak zaczęła powstawać książka „Twarze depresji”. Choć przyznam, że był moment, gdy zwątpiłam, czy powinnam ją pisać, kiedy zobaczyłam niektóre niezwykle krzywdzące komentarze po wyznaniu Justyny Kowalczyk.

 

 

Dotarło do mnie wtedy, z jak potężną siłą stereotypów i niezrozumienia mamy do czynienia! Lubię wyzwania, dlatego postanowiłam podnieść rękawicę. Namówiłam bohaterów książki i inne znane osoby, by zostali ambasadorami kampanii społecznej „Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję.”. Zgodzili się. Nie wszyscy od razu, ale odwaga i chęć zmieniania myślenia o depresji zwyciężyła!

Nawet nie myślałam, że aż tak szybko ich odwaga może trafić na mur niezrozumienia. Okazało się, że nie wszystkie osoby, które udzieliły mi wywiadu do książki, mogły go autoryzować. Choć same postanowiły opowiedzieć o swoich zmaganiach z chorobą, to jednak firmy, z którymi są związane kontraktami, nie zgodziły się na to, by ich gwiazda została „twarzą depresji”. Na szczęście nie wszyscy musieli pytać innych o zgodę.

 

Ważny jest każdy krok

Tak, przeskakując pierwszy mur, ruszyliśmy pięć lat temu. Do grona dziesięciu ambasadorów pierwszej edycji kampanii „Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję.” należą: Ewa Błaszczyk, Marta Kielczyk, Joanna Racewicz, Piotr Zelt, Tomasz Jastrun, Kamil Sipowicz, Andrzej Bober, Tomasz Wolny, Jarosław Gugała i Maciej Orłoś. Mieliśmy spoty: telewizyjny i radiowy, billboardy, plakaty i konferencję na Uniwersytecie SWPS. Z tych elementów składały się wszystkie nasze dotychczasowe edycje. W każdej prezentujemy inną „twarz” depresji. Mówiliśmy o depresji wśród: dorosłych, dzieci, mężczyzn, seniorów i o depresji poporodowej. Przypominaliśmy, że specjalistami od leczenia depresji są: lekarz psychiatra i psycholog. Mieliśmy też wydanie „światowe” i mówiliśmy o tym, że na depresję choruje 350 milionów ludzi na świecie. Wtedy naszymi ambasadorami byli lekarze psychiatrzy niemal ze wszystkich kontynentów!Nasze działania zostały docenione przez Krajowego Konsultanta w Dziedzinie Psychiatrii, który przyznał nam Nagrodę Aureliusza – najważniejszą nagrodę za promocję zdrowia psychicznego. Profesor Piotr Gałecki uznał, że nasze działania przyczyniły się istotnie do zwiększenia liczby Polaków leczących się na depresję i do spadku liczby samobójstw.

Niezwykłym wyróżnieniem dla mnie i mojego męża Jakuba Borowca – wiceprezesa Fundacji „Twarze depresji” była możliwość spotkania z księciem Williamem, podczas jego wizyty w Polsce. Mieliśmy okazję porozmawiania z nim na temat naszych działań w Polsce. Powiedział, że bardzo to docenia, bo problem depresji dotknął jego rodzinę. Książę William angażuje się w kampanię na rzecz zdrowia psychicznego w Wielkiej Brytanii. Zainicjował jedną z akcji, w której zachęca do tego, by mówić publicznie o zdrowiu psychicznym i leczeniu. Namówił piosenkarkę Lady Gagę, by o tym opowieo swoich zmaganiach z chorobą i , wyznał też, że je mama – księżna Diana -także chorowała na depresję. Brat księcia – Harry opowiedział zaś publicznie o tym, jak zmagał się z depresją po tragicznej śmierci mamy, księżnej Diany.

 

Książę William podczas spotkania z przedstawicielami Zarządu Fundacji „Twarze depresji”: Anną Morawską i Jakubem Borowcem

Nie zatrzymujemy się depresję.

Po dziesięciu edycjach kampanii „Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję.” do grona naszych ambasadorów należy już kilkadziesiąt osób. To oni są najważniejszym trybem w maszynie zmieniającej myślenie Polaków o depresji. Przed nami jeszcze dużo pracy. Jestem tego pewna, choćby po mojej ostatniej rozmowie z przedstawicielką jednej z firm. Pytałam ją o możliwość współpracy przy kampanii i usłyszałam odpowiedź: „Gdyby przyszła pani do mnie z niewidomymi, to mogłybyśmy porozmawiać”. Odpowiedziałam jej: „Przyszłam z niewidomymi duszami”. Nie zrozumiała.