SĄ DNI, GDY POTRAFIĘ WYĆ JAK DZIECKO

Słynny szef kuchni Andrzej Polan zachorował na depresję w czasie pandemii.
Bał się bankructwa, COVID-19, przerażały go wyzwania związane z reżimem sanitarnym. Przestał wstawać z łóżka. Zaczął izolować się od ludzi. O trudnej walce z depresją, która trwa do dziś, opowiedział Annie Morawskiej-Borowiec. Andrzej Polan dołączył do grona ambasadorów 18. edycji kampanii społecznej „Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję” – dotyczącej „męskiej twarzy” depresji. (fotografie: archiwum Andrzeja Polana)

Anna Morawska-Borowiec: Czy trudno było Panu publicznie opowiedzieć o swojej walce z depresją?
Andrzej Polan: Nie było to łatwe. Pierwsza moja publiczna wypowiedź o tym, jak źle się czuję z powodu depresji, wynikła w sposób zupełnie przypadkowy. Byłem gościem w programie Jarka Kuźniara w Onecie. Nasza rozmowa miała dotyczyć trudnej sytuacji branży gastronomicznej w czasie pandemii. Miałem mówić o tym, jak bronimy się przed bankructwem. Wtedy po raz pierwszy ze łzami w oczach, publicznie powiedziałem o tym, co mi dolega. Niezwykle trudno było mi opowiadać widzom o moich problemach psychicznych, a później najgorsze było dla mnie to, że wiele osób nie zrozumiało mojej wypowiedzi. Oczywiście były też słowa wsparcia, ale w internecie widziałem komentarze krzywdzące.
Stygmatyzujące leczenie depresji?
Tak, a najgorsze, że w tych powielanych stereotypach nie było prawdy o mnie.
Co utkwiło Panu w głowie z tych komentarzy?
Komentarze typu: „Myślałby kto? On ma tyle pieniędzy, pracuje w telewizji i jak mu nie wstyd użalać się nad sobą. Niech nie przesadza”. Pojawiały się też komentarze, że to pewnie alkohol albo narkotyki zmieniły mój mózg, a nie depresja. To były bardzo przykre i nieprawdziwe zdania. Dziś żałuję, że czytałem te komentarze pod audycją, bo one jeszcze bardziej mnie przybiły. Od tego czasu nie czytam w internecie komentarzy o sobie, bo wiem, że to nie służy mojej terapii.
Depresja jest chorobą wieloczynnikową. Mają na nią wpływ zarówno względy biologiczne, psychologiczne, społeczne oraz różne okoliczności, z którymi się mierzymy jak: trauma, przewlekły stres, choroby somatyczne i inne. Jak Pan myśli, które czynniki u Pana miały wpływ na rozwój depresji?
Na pewno u podłoża mojej depresji leży śmiertelny czas pandemii. Mówię „śmiertelny”, bo przypominamy sobie, ile osób zmarło wówczas w wyniku powikłań wywołanych przez COVID-19. W czasie pandemii odeszła moja druga mama, co też było dla mnie ogromnym ciosem. A drugim ciosem były problemy w restauracji. Czas izolacji, reżimu sanitarnego…
W mojej restauracji, ja jako gospodarz, niemal codziennie witałem gości bułeczką i masełkiem, a potem pytałem, jak smakują nasze dania, rozmawiałem z nimi. Jestem gadułą, więc te rozmowy często trwały bardzo długo. Goście doceniali to i sami mówili, że moja restauracja należy do nielicznych, gdzie sam właściciel, znany szef kuchni, o nich dba.
W czasie pandemii nagle zostałem w tej kuchni tylko z moją Anią …
Kim jest Ania?
Ania Wolszczak to moja najbliższa przyjaciółka, moja zastępczyni. Dwadzieścia cztery lata pracujemy razem. Pchamy wspólnie życie do przodu w uroku kulinarnym. Nie zapomnę, gdy w pandemii musieliśmy stać w drzwiach i podawać obiady na wynos, bo nie można było inaczej. W restauracji nasze dania były zawsze podawane elegancko. To były kolorowe pejzaże na talerzu, a w pandemii mieliśmy to wrzucać do pojemnika na wynos, żeby ktoś to później wrzucił do mikrofali. To też mnie przybijało.
Kiedy pandemia zamknęła nas w domach, nie można było wychodzić, spotykać się z ludźmi. Wtedy zaczęły się moje najpoważniejsze problemy ze zdrowiem. U mnie zaczęło się od bezsenności. To jedna z najgorszy rzeczy, która może spotkać człowieka. Kiedy nie śpimy, nie odpoczywamy, nie regenerujemy się, tylko cały czas myślimy i te myśli są czarne, przygnębiające. Pojawił mi się szum w uszach, takie jakby pykanie w głowie i miałem wrażenie jak bym miał w głowie ucisk, ogromne ciśnienie. To było nie do zniesienia.
Powiedział Pan o problemach ze snem. Niemal połowa Polaków jest niezadowolona z jakości snu. Sen należy do podstawowych potrzeb człowieka jak jedzenie, picie, potrzeby fizjologiczne. To, jak śpimy, ma istotny wpływ na nasz nastrój. Długotrwałe problemy ze snem często przyczyniają się do wystąpienia depresji.
U mnie tak właśnie było. Na początku próbowałem sobie sam radzić. Raz kładłem się spać wcześnie, myśląc, że może chociaż na chwilę zasnę. Nie było efektu. Kładłem się późno w nocy. Próbowałem się zmęczyć przed snem. Oglądałem na siłę telewizję. Nic nie pomagało. Po prostu nie mogłem spać. Leżałem w łóżku i myślałem, że zwariuję. Znajomi mówili: idź pobiegać, musisz się zmęczyć fizycznie. Ale ja nie miałem siły już wstawać z łóżka, a co dopiero biegać. Ogarnął mnie ogromny lęk. Czułem wewnętrzy niepokój. Nie chciałem z nikim się spotykać. Przestałem odbierać telefony. Nie wychodziłem z łóżka. Nie włączałem światła. Miałem w głowie tylko czarne scenariusze mojego życia.
Wymienił Pan wiele objawów depresji. Podsumujmy je: obniżony nastrój, brak energii, utrata zainteresowań, bezsenność, obniżona samoocena, nadmierne poczucie winy, problemy z apetytem, z pamięcią, z koncentracją uwagi. Które Pan odnajduje u siebie?

Niestety wszystkie! Mój organizm stał się wrakiem. Zero energii. Zero chęci do czegokolwiek. Nie mogłem jeść. Nie potrafiłem zebrać myśli. W czasie pandemii napisanie przepisu było ponad moje siły, bo nie potrafiłem się skupić. Myślałem o sobie jak najgorzej, że jestem już do niczego, że jestem niepotrzebny. Miałem najczarniejsze myśli. Do końca życia nie zapomnę otwartego balkonu w moim mieszkaniu na piątym piętrze…
Ma Pan łzy w oczach… Myśli samobójcze zawsze wymagają pilnej konsultacji psychiatrycznej. Zapisał się Pan wtedy do psychiatry?
Tak, ale nie od razu. Myślę, że myśl o mojej świętej pamięci mamie powstrzymała mnie wtedy przed zamiarem, który pojawił się w mojej głowie. Później jeszcze raz miałem taką sytuację, że pomyślałem o odebraniu sobie życia, ale też udało mi się tę myśl odpędzić. Te myśli spowodowały, że jeszcze gorzej zacząłem o sobie myśleć. Jeszcze bardziej izolowałem się od świata i ludzi. Samotność w depresji jest najgorsza. Ona nakręca czarne myśli, a ja w depresji wyłączałem telefon, żeby nikt do mnie nie dzwonił. Gdy ktoś pukał do drzwi, to udawałem, że nie ma mnie w domu. Wtedy nie dopuszczałem do siebie ludzi, choć poczucie samotności tylko pogarszało mój stan. Depresja wpędza nas w błędne koło samotności, czarnych myśli.
Kiedy przyszedł ten ostateczny impuls, że udał się Pan do psychiatry po pomoc?
Odebrałem telefon od mojej przyjaciółki i się rozpłakałem. Opowiedziałem jej bardzo szczerze o tym, co się ze mną dzieje. Ona powiedziała, że tak czuła i dlatego nie poddawała się. Dzwoniła do mnie ciągle – nawet wtedy, gdy ja nie odbierałem i nie oddzwaniałem. Jej stała troska spowodowała, że jej w końcu zaufałem i opowiedziałem o moich myślach. To ona namówiła mnie na konsultację ze specjalistą. Wtedy w pandemii nie można było iść do lekarza do gabinetu i w zasadzie to było dla mnie ułatwienie. Umówiłem się z psychiatrą na Skype’ie. Dostałem leki antydepresyjne. Zaczęły działać po ok. dwóch tygodniach. Poczułem się lepiej, stabilniej. Odeszły moje najgorsze lęki, że coś mi się stanie. Odeszły najczarniejsze myśli. Leczenie dało mi nadzieję, że będzie dobrze. Co miesiąc spotykałem się z lekarzem online. Zacząłem dostrzegać kolory życia. Wydobyłem się z tej obezwładniającej czerni, ale moja walka z depresją wciąż trwa. Są dni, gdy potrafię wyć jak dziecko. W tym stanie potrafię być wewnętrznie tak wściekły, że bym wszystko rozwalił. Potrafię kląć do siebie, chodząc po mieszkaniu.
W przypadku „męskiej twarzy” depresji takie poczucie złości, wściekłości, czy nawet zachowania agresywne, są charakterystycznym objawem.
Obecnie jestem w bardzo złym stanie psychicznym. Oddałem klucze do mojej restauracji „Polana Smaków”, którą prowadziłem w centrum Warszawy przez sześć lat. Zmienił się właściciel lokalu i taka decyzja zapadła. Widziałem, jak wszystko jest pakowane do kartonów i wynoszone. Wyszedłem wykończony. Nie odzywałem się do nikogo. To jest dla mnie stan żałoby, jak bym stracił najbliższego przyjaciela. Restauracja była dla mnie domem, a mój dom tylko sypialnią. W restauracji spędzałem całe dnie. To było moje szczęście. Restauracja była moją miłością i dzieckiem, które od podstaw stworzyłem.
Kiedy oddałem klucze, tego dnia po południu jechałem pociągiem do Krakowa. Na dworcu zacząłem mieć problem z oddychaniem. Było mi niedobrze. Chciało mi się wymiotować mimo, że nic nie jadłem. Czułem, że oblewają mnie poty. Przeraziłem się tymi objawami. Wsiadłem do pociągu. Wyjąłem telefon. Drogę przemierzyłem, patrząc na liczby w grze, która zupełnie mi nie szła, bo nie mogłem się na niej skoncentrować. W Krakowie wysiadłem z pociągu i poszedłem do baru zjeść zupę. Po niej znów zrobiło mi się niedobrze. Wróciły problemy z oddychaniem. Poty mnie oblewały. Poszedłem do hotelu. Położyłem się na wznak, ale nie mogłem tak leżeć, bo bolało mnie przy oddychaniu. Położyłem się na boku i tak przeleżałem do rana. Nie spałem, bo bałem się, że już nie wstanę. Z samego rana poszedłem na SOR. Zrobiono mi badania. Na szczęście nie było to nic związanego z sercem. Mam niestety bardzo silnie rozwiniętą nerwicę.
Tak, objawy psychosomatyczne, które Pan wymienił, są charakterystyczne dla zaburzeń lękowych – najpowszechniejszych zaburzeń psychicznych, z jakimi mierzą się ludzie na świecie.
Tak, ale nie zdajemy sobie sprawy, mierząc się z lękiem i depresją, że ten problem jest tak powszechny. Człowiek w tej chorobie izoluje się i myśli, że tylko on mierzy się z takim dramatem.
Czy obecnie korzysta Pan również z pomocy psychoterapeuty?
Jestem po trzech spotkaniach z moją psychoterapeutką, bo dopiero niedawno uświadomiłem sobie, że bez psychoterapii nie uporam się z depresją. To ważne, żebyśmy pamiętali o tym, że depresję leczymy łącząc farmakoterapię i psychoterapię. Mnie leki antydepresyjny wydźwignęły z najgorszego stanu, ale one nie zmieniają naszego sposobu myślenia, który leży u podłoża depresji. Do tego potrzebna jest terapia. Nie jesteśmy w stanie mówić o wszystkim nawet do najbliższych osób. Pewne problemy zostawiamy tylko dla siebie i one się w nas kumulują. Dociążają nas.
Myślę, że nam mężczyznom szczególnie trudno jest mówić o uczuciach, o emocjach. Widzimy to w kategorii słabości, użalania się nad sobą z powodu wielu stereotypów, które nam wpojono. Psychoterapia pozwoliła mi obalić wewnętrzny mur, który powodował, że o pewnych sprawach nie potrafiłem rozmawiać, nie umiałem nazywać emocji.
Rozmowa z psychoterapeutką jest dla mnie bardzo oczyszczająca i – mimo trudnych emocji – bardzo wzmacniająca. To jest zupełnie inna rozmowa niż ze znajomymi, z którymi często koloryzujemy albo przemilczamy. A na terapii nic nie koloryzuję. Mówię, jak jest, jak czuję. Na sesji często zanoszę się płaczem i się tego nie wstydzę. Moja terapeutka powiedziała do mnie: „Panie Andrzeju, łzy są tak naturalne jak mocz. Nie można ich zatrzymywać”. Te słowa utkwiły mi bardzo w pamięci, bo wcześniej miałem zakodowane w głowie zdanie: „Chłopaki nie płaczą”. Teraz wiem, że płacz, cholera, jest strasznie potrzebny, żeby wyjść na prostą, żeby przepracować to, co w nas siedzi najgłębiej, czyli to, o czym nie mówimy nikomu, a rozmawiamy o tym właśnie z terapeutą. Mam wrażenie, że moja głowa jest ciężka od stresu, trosk i nadmiaru myśli. Dlatego wiem, że nadal muszę pracować z psychoterapeutką i pozostawać w kontakcie z psychiatrą.
Bardzo dziękuję, że zgodził się Pan zostać ambasadorem kampanii społecznej „Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję”. Tym razem mówimy o „męskiej twarzy” depresji. Z ponad pięciu tys. Polaków, którzy w zeszłym roku odebrali sobie życie, ponad 4,2 tys. stanowili mężczyźni. Za wieloma z tych dramatów stała nieleczona lub nieprawidłowo leczona depresja. Mężczyźni zdecydowanie rzadziej niż kobiety sięgają po profesjonalną pomoc, gdy mierzą się z tą chorobą. Co Pan – jako nasz ambasador – chciałby powiedzieć mężczyznom doświadczającym kryzysów psychicznych?
Panowie, nie bójmy się rozmawiać o tym, jak się czujemy. Nie wstydźmy się korzystać z pomocy psychologa, psychoterapeuty, psychiatry. Jeśli w swojej okolicy nie macie specjalistów zdrowia psychicznego albo wstydzicie się pójść do poradni, pamiętajcie, że w Fundacji Twarze Depresji możecie zapisać się na wideokonsultację psychologiczną – czyli bez wychodzenia z domu, albo łącząc się ze specjalistą online np. z samochodu. Ja też korzystam ze wsparcia psychologicznego online. To dobra i skuteczna forma pomocy. Możecie też porozmawiać z psychologiem w Telefonie Zaufania Fundacji Twarze Depresji pod numerem 22 290 44 42. Dajmy szansę specjalistom, którzy wiedzą, jak pomóc nam uspokoić głowę. Mówię to, opierając się na własnych doświadczeniach, że świat nie musi być widziany tylko w czarnych kolorach.
Dziś zaczynam już widzieć świat w wielu barwach. Odbudowuję moje poczucie własnej wartości. Wiem, że mam wiele talentów i wiele jeszcze nieodkrytych. Pozytywnie patrzę w przyszłość. Odzyskałem coś, co myślałem, że straciłem bezpowrotnie – nadzieję. Wiem, że i Wy możecie poczuć się lepiej, jeśli dacie szansę specjalistom zdrowia psychicznego i dacie im szansę sobie pomóc.
Dziękuję za rozmowę.