Wywiad z Dodą

CHCIAŁAM JAK NAJSZYBCIEJ SKOŃCZYĆ TĘ MĘCZARNIĘ

fot. Mateusz Motyczyński

Depresja może dotknąć każdego. Obraz tej choroby to nie tylko smutek i łzy. Czasami uśmiech, gdy inni patrzą. Jakakolwiek aktywność pochłania wtedy ogromne pokłady energii. Z depresją zmagała się również Dorota Rabczewska – Doda. Znana piosenkarka i kompozytorka, w szczerej rozmowie z Anną Morawską-Borowiec, postanowiła opowiedzieć o swoich doświadczeniach z tą chorobą, by zainspirować innych do przełamania wstydu i podjęcia leczenia. Doda dołączyła do grona ambasadorów kampanii społecznej „Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję.”.

Anna Morawska-Borowiec: Zapewne nie tylko mnie kojarzysz się z jedną z najbardziej uśmiechniętych i najbardziej energetycznych polskich gwiazd…

Doda: Sobie też się tak kojarzę. Jestem bardzo pozytywna i bardzo pogodna – od dziecka! Jak byłam mała, byłam radosna, beztroska, bezproblemowa, prawie w ogóle nie płakałam. Teraz, kiedy oglądam dzieci moich znajomych, to mam wrażenie, że są strasznie znerwicowane, utkane z takich dorosłych problemów. Wiele z tych dzieci jest smutnych. To jest szok! Jestem załamana, myśląc o tym, co to będzie w kolejnych pokoleniach.

Nie bałaś się powiedzieć otwarcie o swojej depresji?

Jak wyszło szydło z worka, że się rozwodzę, co miało wpływ na moją depresję, to wtedy już nie bałam się o tym mówić głośno. Wcześniej ukrywałam ten fakt przez ponad rok. Ukrywałam także to, w jakiej relacji żyłam i szereg konsekwencji, które poniosłam ze względu na mojego byłego męża – w tym konsekwencji prawnych. To one przyczyniły się u mnie do ataków paniki i stanów lękowych. Policja budziła mnie o szóstej rano, przeszukiwała mój dom, dom moich rodziców, jak bym była jakąś kryminalistką, zaglądała w moje rzeczy osobiste, zabierała mi telefon, przeszukiwała moje prywatne zdjęcia. Przez rok musiałam chodzić na terapię, bo pukanie do drzwi o poranku powodowało u mnie ataki paniki, duszenie się i prawie omdlenia. Jak masz czyste sumienie i nie bierzesz pod uwagę faktu, że policja może przyjść do ciebie rano, to taka sytuacja jest tragicznym doświadczeniem, bo w ogóle się jej nie spodziewasz. Pani prokurator, która w ogóle ciebie nie słucha, tylko z góry zakłada, że jesteś winna, a potem pogrom w mediach. Można zwariować, jak ludzie wmawiają ci intencje, których nie miałaś. To może złamać każdego. Jak robisz coś złego, to bierzesz pod uwagę, że może to kiedyś wiązać się z różnymi konsekwencjami, więc w tym sensie jesteś na to przygotowany. Na mnie takie doświadczenie spadło jak grom z jasnego nieba i naprawdę nie zasłużyłam sobie na coś takiego. Kiedy wszyscy dookoła zaczynają mówić, że posłużyłaś jako wabik dla inwestorów swojego męża i uwiarygodnienie go w oczach opinii publicznej, no bo każdy chciał zrobić film z Dodą, a Doda bardzo chciała zrobić film – to zaczyna cię to zabijać od środka. Na końcu zostałam bez niczego, poza zarzutem „pomocnictwa w spółce męża”- byłam „winna”, a mój mąż zniknął jak i moje udziały z filmu. Mimo to poczułam ogromną ulgę. W końcu mogłam wyznać, co się działo w moim małżeństwie i w mojej psychice.

Które objawy najbardziej Cię zaniepokoiły, że dotarło do Ciebie: „to może być depresja”?

Najpierw siadł mi mój organizm. Najczęściej działam na „autopilocie”. Mam bardzo silną psychikę, ale permanentny stres przyczynił się u mnie do problemów z organizmem: siadła mi tarczyca, doszła bezsenność. Lęk pociągnął za sobą wiele objawów somatycznych, czyli właśnie w ciele. Mój organizm zakomunikował mi, że nie jest już w stanie funkcjonować. Nic mnie nie cieszyło. Zupełnie nic. W tamtym czasie, po sześciu latach, wygrałam z bankiem proces o kredyt frankowy. Każdy na moim miejscu skakałby z radości. Każdy, kto miał kredyt frankowy, wie, jakie to obciążenie. Tyle lat czekania i nagle nie musisz już płacić. W ogóle mnie to zwycięstwo nie ucieszyło. Było mi to obojętne. Wszystko było mi obojętne. Po prostu chciałam jak najszybciej skończyć tę męczarnię…

Pojawiły się myśli samobójcze?

Tak, pojawiły się.

To był ten moment, kiedy zdecydowałaś się na sięgnięcie po pomoc specjalistów zdrowia psychicznego?

Tak, oczywiście. To był ten moment. Trudno chyba sobie wyobrazić gorszy moment w życiu.

Czy poszłaś najpierw do psychologa, psychoterapeuty, czy do lekarza psychiatry?

Wszędzie się udałam po pomoc, gdzie tylko było to możliwe. Jak już coś robię, to na sto procent.

Czy od razu pierwsze leki antydepresyjne, które zapisał Ci lekarz, przyniosły ulgę?

Tak, były trafione za pierwszym razem.

Nie wszyscy mają tyle szczęścia. Statystyki mówią, że leki antydepresyjne są skuteczne u około 70% pacjentów, ale u około 30% pacjentów mamy do czynienia z depresją lekooporną. Dla nich od lipca tego roku ruszył pierwszy w historii polskiej psychiatrii program lekowy. Cieszy nas to, bo wiele osób cierpiących na depresję lekooporną szuka pomocy w naszej fundacji.

Strasznie współczuję ludziom, którym nie od razu leki pomogły. Mam przyjaciółki, które chorują na depresję, a nie miały takiego szczęścia jak ja. Też znam osoby, które nie miały szczęścia z psychologami, bo to też tylko ludzie. Ja miałam szczęście z farmakoterapią i psychoterapią, jeżeli chodzi o depresję. Terapie z parą nie wychodziły, np. mój mąż miał romans z terapeutką.

Najskuteczniejsza w depresji jest terapia poznawczo-behawioralna. W tym nurcie trwa zwykle od pół roku do dwóch lat. Czy możesz nam opowiedzieć więcej o Twojej psychoterapii? Jak długo trwała?

Wolałabym o tym nie opowiadać. To dla mnie zbyt osobiste doświadczenie.

Rozumiem. W piosence „Zatańczę z Aniołami” śpiewasz: „Mówili mi, musisz głośna być; Ja nie muszę nic”. Słowo „muszę” każdego dnia rozbrzmiewa w głowach bardzo wielu osób chorujących na depresję. Kiedy dotarło do Ciebie to, że nie musisz, a możesz?

Do tej pory muszę bardzo chronić się przed różnymi katalizatorami „powtórek z rozrywki”. Raz na jakiś czas sądy, dziennikarze, czy sytuacje z przeszłości potrafią przeciągnąć mnie po podłodze. To nie jest tak, że muszę się uporać tylko z moimi demonami i musiałam wyleczyć samą siebie. Musiałam też się nauczyć tego, żeby nie dać się rozwinąć depresji, gdy będą wracać jej objawy. To jest bardzo długa historia… Nie jestem w stanie tego opowiedzieć… To trwało dwa lata. Przestałam śpiewać. Nie grałam koncertów. Do tej pory nie stanęłam na scenie! Wszystko jest w moich piosenkach.

W „Zatańczę z Aniołami” śpiewasz: „Kiedy z oczu zniknie tamten mróz; Wtedy może przyznam, że; Stąd się wzięła moja siła; Jestem silna, wiem”. Co daje Ci siłę?

fot. Mateusz Motyczyński

To, że nie muszę nic. Czerpię przyjemność z prostych rzeczy i nie nakładam na siebie żadnej presji. Sam fakt, że wróciła mi radość życia, jest dla mnie wystarczający. Nie muszę mieć żadnej adrenaliny, wyników, nie wiadomo jakich osiągnięć. Ja już wszystko w życiu osiągnęłam, o czym marzyłam. Teraz jestem na etapie, kiedy już wszystko mogę, a nie muszę. Wolę posiedzieć teraz na słońcu niż zagrać milion koncertów. Przestałam wychodzić na scenę. Po trzech latach przerwy, w kwiecie wieku, w moim największym piku artystycznym robię właśnie ostatnią trasę koncertową tylko dlatego, żeby zamknąć pewien etap mojego życia – tak, jak ja bym tego chciała.  Zamykam ten etap, bo nie będę wyciskać siebie jak cytrynę. Cieszy mnie życie samo w sobie – proste, codzienne. Chcę kochać, być kochaną. Chcę mieć spokój w sercu. To mi daje siłę. Do tej pory nie stanęłam na scenie trasy koncertowej!

Śpiewasz: „Musisz stracić coś, by odnaleźć głos”. W teledysku „Zatańczę z Aniołami” pojawia się kilkumiesięczne dziecko. Co chciałaś tą sceną nam powiedzieć?

Tą scenę ludzie inaczej zinterpretowali niż ja miałam w zamyśle, ale nie prostowałam tego. Pomyślałam sobie, że to może będzie dobre dla tych kobiet, które nie chcą mieć dzieci, a są do tego zmuszane i poddawane ogromnej presji społecznej. Tą sceną chciałam pokazać trochę moją perspektywę. Niektóre kobiety, które przychodziły na moje koncerty z małymi dziećmi, często traktowały te dzieci przedmiotowo. Czasami dosłownie rzucały mi je do zdjęć. Wciąż mam w głowie te niemowlaki pod głośnikami. Wiadomo, że na koncercie jest tak głośno, że można ogłuchnąć. Czasami matki były w jakimś takim amoku i nie dostrzegały ani moich potrzeb, ani tego małego człowieka, którego same urodziły. Te sceny wyglądały tak, jak w moim teledysku, że rzucano do mnie niemowlaki do zdjęcia. Starałam się je wysłonić od tych fleszy, a matka z boku wtedy tańczyła z radości. Dla mnie to był szok.

Zapytałam Cię o to, bo macierzyństwo jest wielowymiarowe. W naszej Fundacji „Twarze Depresji” podczas bezpłatnych, zdalnych konsultacji psychologicznych pomagamy kobietom, które poroniły, a także kobietom chorującym na depresję w ciąży i po porodzie. Uważam, że o macierzyństwie i jego wyzwaniach powinnyśmy mówić głośno, bez poczucia wstydu.

Macierzyństwo to nie jest mój temat, ale uważam, że niektóre kobiety, które mają dzieci, nie powinny ich mieć, bo nie są w stanie zapewnić im miłości i bezpieczeństwa. Ich pobudki do tego, żeby powołać na świat drugą osobę nie są takie, jak być powinny. I później nieszczęśliwe matki wychowują nieszczęśliwe dzieci. Przeraża mnie, że tak wiele dzieci zamiast nad wózkiem widzieć twarz swojej mamy, widzi telefon, bo matka ciągle nagrywa dziecko i wrzuca filmiki na social media. Moje wspomnienia z dzieciństwa to twarz mamy, która się nade mną pochyla. Wyobrażasz sobie, że teraz dzieci zamiast twarzy matki widzą ciągle telefon?

Ja nie upubliczniam wizerunku moich dzieci i trudno mi ten trend zrozumieć.

Robisz coś jako dziecko i matka od razu bierze telefon i cię nagrywa, i wrzuca to do sieci. Nawet nie zapyta dziecka, czy ono chce być nagrane i pokazane wszystkim publicznie. To powinno być nielegalne! Matką się nie bywa. Matką się jest. Ludzie tracą rozum przez Instagram, ale też przy sławnych osobach. Wychodzą z nich jakieś zwierzęce instynkty. Nie tylko mówię o tym akcencie rodzicielskim, ale też o moich były partnerach, czy w ogóle ludziach, którzy mnie otaczają.

Dzieci, kobiety, mężczyźni, seniorzy – twarzy depresji jest bardzo wiele. Dziękuję, że zgodziłaś się zostać ambasadorką 17. edycji ogólnopolskiej kampanii społecznej „Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję”, z którą ruszamy 1. października. Tym razem będziemy mówić o depresji wśród seniorów. Co chciałabyś – jako nasza ambasadorka – powiedzieć o zdrowiu psychicznym pokoleniu naszych rodziców?

Mam nadzieję, że ten wywiad będzie inspiracją do podjęcia prawidłowego leczenie depresji dla wielu osób, w każdym wieku.  Nie chciałabym, żeby seniorzy odebrali, że ich pouczam.

W każdej edycji naszej kampanii przypominamy, że najskuteczniejszą drogą leczenia depresji u osób dorosłych – również u seniorów – jest połączenie farmakoterapii i psychoterapii.

I nie wstydźmy się korzystać z profesjonalnej pomocy. Wstyd jest bardzo poważnym problemem w naszym kraju. Ludzie nie sięgają po pomoc, bo się wstydzą swoich pracodawców i koleżanek, kolegów z pracy, bo boją się, że będą odebrani jako „wariaci”. Problem chorób psychicznych wciąż wiąże się z piętnowaniem, a przecież złamana psychika powinna być traktowana tak samo normalnie jak złamana noga. Jako głównodowodzący w naszym organizmie jesteśmy po to, żeby o niego dbać i żeby go poskładać. Przecież nikt z nas nie zgłasza się na ochotnika po chorobę – ani somatyczną ani psychiczną. Każdy chciałby cieszyć się życiem i być zdrowym.

Kolejny ważny element dla osoby z depresją to partner, który wspiera nas w trakcie walki z chorobą. Jeśli mamy boreliozę, czy jakąkolwiek inną chorobę, z której długo wychodzimy, to wiadomo, że nie od razu przestanie nas boleć i będziemy świetnie funkcjonować. Trzeba drugą osobę wspierać niezależnie od czasu, rodzaju choroby, czy to rak, czy depresja. Kiedy mój były partner chorował na białaczkę, robiłam przy nim dosłownie wszystko przez sześć miesięcy, bo jestem zadaniowa, opiekuńcza i empatyczna, choć wiem, że wiele osób postrzega mnie jako „zimną sukę”. Wstyd przed poproszeniem partnera o pomoc powinien szybko zniknąć.

Zadaniem kampanii „Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję.” jest uświadomienie Polaków, że choroby psychiczne niczym nie różnią się od chorób somatycznych. Nie powinniśmy wstydzić się poprosić o pomoc w swojej rodzinie i mówić o swoich potrzebach. Prośba o podanie ręki, przytulenie, rozmowę o tym, co czujesz, jest takim samym przejawem dojrzałości i troski o swoje zdrowie, jak to, że pójdziesz do dentysty, gdy masz dziurę w zębie. Przecież nie chowasz się w pokoju i nie mówisz sobie: „O Boże! Nie powiem o tym nikomu, bo co będzie, gdy ludzie dowiedzą się, że mam zaplombowany ząb. Pewnie pomyślą, że nie dbam o zęby”. I z depresją też nie powinniśmy chować się ze wstydu. To, że chorujesz na depresję i chcesz dać sobie pomóc, jest powodem do dumy, a nie wstydu! I partner powinien nas w tym wspierać. Jeśli tego nie robi, to: „Wypad z baru. Kop. Tam jest klamka”.

Czy uważasz, że leczenie depresji masz już za sobą?

Jestem już w grupie ludzi, którzy są po udanej walce z depresją, ale to nie jest tak, że mogę już sobie pozwolić na wszystko. Ja na siebie chucham i dmucham, żeby depresja nie wróciła. Jestem też po dwóch operacjach kręgosłupa. Czy mogę teraz skakać na bungee? Czy mogę robić tańce-hulańce? Nie, od piętnastu lat asekuruję się. Na scenie wszystkie moje ruchy są z myślą o tym, by mój problem z kręgosłupem się nie odnowił. To samo z psychiką. Tak dobieram sobie aktywności i relacje, żeby mój problem się nie odnowił. Moje prosperowanie w biznesie, w którym jestem narażona na dużo toksyczności, jest już zupełnie inne. To nie jest już tak, jak kiedyś, że wodą na młyn są dla mnie dramy, rozstanie i nastawienie na kontrowersyjne wywiady, bo udowadniam sobie i innym, że jestem silna. Już nie walczę z ludźmi. Nie dlatego, że się ich boję. Ja się boję siebie i o siebie.

Miałam sytuację u Kuby Wojewódzkiego, który mnie zachęcił do miłego, koleżeńskiego wywiadu w dzień promocji mojej nowej płyty. Przyszłam do niego, a on na dzień dobry mnie zaatakował takimi pytaniami, które miały mnie wyprowadzić z równowagi, podważyć moje poczucie własnej wartości, znieważyć. Jeszcze parę lat temu bym się uśmiechnęła i zniszczyłabym go, ale wtedy zamknęłam oczy i pomyślałam sobie: „Ty nie musisz tu być, twoje zdrowie jest ważniejsze”. Pierwszy raz w życiu zrobiłam to, co powinnam robić już dawno temu: wstałam i wyszłam z tego nagrania. Niech sobie z tym radzi i łata PR-owe problemy. Wyszłam stamtąd i byłam najszczęśliwszą osobą na świecie, bo potrafiłam ochronić siebie.

Czy jest coś, na co ludzie – po wygranej z depresją, szczególnie muszą uważać?                    

Myślę, że muszą uciekać z toksycznych związków. To jest objaw odwagi. Wyjście z takiej relacji nie jest oznaką, że jesteśmy słabi, że nie mamy argumentów, a oznacza, że jesteśmy silni, bo mamy już zupełnie inne poczucie wartości w swoim życiu. To samo tyczy się związków. Jeśli partner podczas kłótni skacze nam po głowie, znieważa, ale też później przeprasza, to słowo „przepraszam” niestety nie załatwia wszystkiego, jeśli w ogóle padnie. Mimo najszczerszej miłości trzeba najbardziej kochać siebie i dbać o siebie.

fot. Mateusz Motyczyński

A czego oczekiwać od partnera?

Nie można wykorzystywać choroby w kłótniach. Miałam kiedyś poważną rozmowę z moim partnerem, który czasami w nerwach wypominał mi, że brałam leki antydepresyjne. Powiedziałam mu: „Ja się nie czuję z tego powodu mniej merytoryczna w naszej kłótni. To nie jest dla mnie powód do wstydu. Jak będzie trzeba, to zrobię billboard o tym na pół Warszawy, bo te leki uratowały mi życie! Teraz nie byłbyś ze mną w związku, bo bym była trupem”. Leki antydepresyjne są dla ludzi ratunkiem. Mnie uratowały życie. Trzeba ze sobą o tym rozmawiać i uświadamiać, czym jest depresja, jak się ją leczy i jakiego wsparcia oczekujemy. Partner wie, gdzie mamy „blizny” i nie powinien w nie uderzać, żeby wróciła nam depresja, ataki paniki, lęki. I to z podwójną siłą, bo przecież kochasz tę osobę, a ona kocha ciebie.

Rola najbliższych w wychodzeniu z depresji jest nie do przecenienie, ale dbanie o siebie też jest bardzo ważne. Po raz drugi współorganizujemy z Lasami Państwowymi Bieg z Twarzami Depresji, a dochód ze sprzedaży pakietów startowych w całości przeznaczymy na program bezpłatnej, zdalnej pomocy psychologicznej i psychiatrycznej dla dzieci i młodzieży, czyli najmłodszych podopiecznych Fundacji „Twarze Depresji”. Zachęcamy Polaków w każdym wieku do aktywności fizycznej, która jest tak samo ważna dla naszego ciała, jak i głowy. Czy dla Ciebie sport – mimo operacji kręgosłupa, jest ważny i wspierający?

Dla mnie to jest najważniejsza rzecz – oprócz muzyki. Skończyłam szkołę sportową. Mój ojciec był olimpijczykiem. Był moim pierwszym trenerem. Nigdy nie przestałam uprawiać sportu nawet wtedy, kiedy miałam problem z kręgosłupem. Teraz jeszcze więcej ćwiczę, bo znalazłam różne sposoby na to, żeby ominąć ból, a od kilku lat już wstaję bez bólu. Nie wyobrażam sobie nie ćwiczyć, ale pamiętam czas, gdy miałam depresję. Na siłę ściągałam się z łóżka, żeby pobiegać na bieżni, żeby poćwiczyć na siłowni. W tym najcięższym czasie, zanim zaczęłam leczenie, aktywność fizyczna nie przynosiła mi ulgi. Nic mnie wtedy nie cieszyło i nic mi nie pomagało: wakacje, słońce, jedzenie. Wszystko było poza mną. Pomogły mi leki i psychoterapia. Ale jak już się z tego wyjdzie, to oczywiście ważne są dla naszego samopoczucia: sport, kontakt z naturą, las, słońce, spotkania z bliskimi, ze znajomymi. Ale w czasie depresji, kiedy jej nie leczysz, to wszystko nie ma znaczenia. I trzeba to ludziom jasno powiedzieć, bo siedzą w tych swoich czterech ścianach i myślą sobie: „Co ze mną jest? Wyszłam z ludźmi do kina, przebiegłam się, pogadałam z drzewami, ptakami, poleżałam na słońcu, a i tak czuję się fatalnie”. To wszystko zależy od skali nasilenia tej choroby. Choroby, którą specjaliści wiedzą, jak leczyć.

Czy w czasie leczenia depresji zdarzało Ci się sięgać po alkohol?

W tym czasie w ogóle nie piłam alkoholu, a teraz po wyjściu z depresji piję alkohol dwa, trzy razy w roku! Alkohol, narkotyk, stymulator to nie jest odpowiedź na chorobę psychiczną. To jest znak mnożenia. Jeśli ktokolwiek myśli, że napije się alkoholu i będzie mu lepiej, to się myli! Alkohol jest chyba najbardziej depresjogennym środkiem, jaki istnieje na świecie. Nie można pić alkoholu, jak się ma problemy psychiczne, bo to tylko pogarsza sytuację, choć pozornie wydaje się inaczej. Na drugi dzień jest dziesięć razy gorzej. Całe leczenie depresji, cała terapia, wszystko idzie wstecz. Narkotyki to samo! Można sobie wyobrazić, że wszystko, co nam sztucznie podkręca szybko nastrój, następnie tak samo w tym tempie musi pójść w dół. Wtedy nasz biedny mózg musi ciągle odrabiać te wahania nastroju, co jest bardzo obciążające dla osoby z chorobą psychiczną. Alkohol i narkotyki to gwóźdź do trumny.

Dziękuję, że podzieliłaś się z nami swoim doświadczeniem z depresją. To bardzo ważne, że coraz więcej znanych osób otwarcie mówi o swoim leczeniu, bo wciąż bardzo wielu Polaków, którzy chorują na depresję, nie sięga po profesjonalną pomoc.

Mnie to denerwuje, gdy ludzie piszą do mnie i proszą o poradę dotyczącą depresji. Celebryci nie są od tego, żeby uzdrawiać swoich fanów. Od tego są psychiatra, psycholog, psychoterapeuta. Koniec, kropka.

A mnie denerwują pytania o modę na depresję. Nikt nie pyta, czy jest moda na chorowanie na raka, cukrzycę, astmę, bo czujemy absurdalność tego pytania. A o modę na depresję się pyta. Wiele osób myśli, że do „Twarzy depresji” to wszystkie znane osoby chcą dołączyć, a tak oczywiście nie jest. Często prowadzimy wieloletnie rozmowy z osobami, które ostatecznie decydują się wesprzeć naszą kampanię społeczną. Co sądzisz o „modzie na depresję”?

Udzielam tego wywiadu i dołączyłam do Waszej kampanii po to, żeby wiele osób w Polsce – również osoby z mojego najbliższego otoczenia  – zrozumiało, że depresja jest chorobą, a nie modą. Człowiek, który powie publicznie, że choruje na depresję, wcale nie staje się fajny. Wręcz przeciwnie – mierzy się z ostracyzmem. Czasami jest to rodzaj ulgi, odwagi, czasami element terapii, żeby to z siebie wyrzucić i powiedzieć głośno. Nie ma czegoś takiego jak „moda na obumieranie od wewnątrz”. Taka jest depresja.

Zdecydowanie mówienie o depresji jest odwagą i dlatego bardzo Tobie dziękuję, że odważyłaś się mówić otwarcie o Twoim doświadczeniu. Depresja może dotknąć każdego z nas – bez względu na wiek, płeć, zamożność. W Fundacji „Twarze Depresji” nasi specjaliści na co dzień prowadzą bezpłatne, zdalne konsultacje psychologiczne realizowane dzięki prywatnym darczyńcom i firmom partnerskim takim jak Nationale-Nederlanden. Dla wielu osób nasza fundacja jest jedynym miejscem, gdzie zgłaszają się po pomoc – zdalną, bez wychodzenia z domu, bez poczucia wstydu wizyty w placówce zdrowia psychicznego. Ale lista wyzwań, przed którymi stoją osoby z depresją, jest bardzo długa: kolejki do specjalistów, a na wsiach czy w niektórych małych miejscowościach zupełny brak dostępu do specjalistów zdrowia psychicznego.

Stan polskiej psychiatrii i otaczanie opieką psychologiczną osób chorych psychicznie… Właśnie „osoby chore psychicznie” – jak one się kojarzą w naszym społeczeństwie? Ile jest krzywdzących stereotypów? Ludzie myślą, że to osoby, które są szalone, biegają po ulicy i zaczepiają innych. Są bardzo różne choroby psychiczne, które dotykają ogromną część ludzi na świecie, również dzieci, które – jak widać – mają bardzo poważne problemy psychiczne. Niestety opieka psychiatryczna i psychologiczna w naszym kraju jest na poziomie zerowym.

W Polsce mamy nieco ponad 4 tysiące lekarzy psychiatrów, co oznacza, że 90 takich specjalistów przypadka na milion mieszkańców. Gorzej jest tylko w Bułgarii. Dla porównania w Finlandii jest 236 lekarzy psychiatrów na milion mieszkańców, w Szwecji 232, na Litwie 225, w Niemczech – 223, a w Grecji 219. To dużo wyjaśnia, gdy uzmysłowimy sobie, że tylko na depresję oficjalnie choruje 1,5 miliona Polaków, a wiadomo, że choruje nawet dwa razy więcej. Wciąż tak wiele osób wstydzi się sięgnąć po profesjonalną pomoc, a jeśli się już na to odważą, dostęp do pomocy psychiatrycznej i psychoterapii jest bardzo trudny.

Dlaczego mózg jest większym powodem do wstydu niż d…? Jak masz hemoroidy, to idziesz do lekarza, rozkraczasz się na fotelu i się leczysz. Jak masz depresję i zaburzoną chemię w mózgu, to czemu wstydzisz się sięgnąć po pomoc? Nie rozumiem tego.

„Nie Mamy czego się wstydzić” – mówimy w naszej kampanii społecznej. Przypomnę, że trzy główne objawy depresji to obniżony nastrój, brak energii i utrata zainteresowań. Muzyka to Twoja pasja. Co się z nią stało w depresji?

Przestałam w ogóle śpiewać. Lubię śpiewać poza sceną. Zawsze śpiewam w samochodzie. Przez dwa lata nie wydobyłam z siebie głosu. W ogóle nie miałam na to ochoty. Pierwszy raz zaśpiewałam, gdy Maria Sadowska – reżyserka „Dziewczyn z Dubaju” – poprosiła mnie, żebym nagrała piosenkę do naszego filmu. Powiedziałam jej wtedy: „Nie, nie jestem w formie. Wolę zostać przy produkcji kreatywnej”. W tamtym czasie mój ówczesny mąż, główny producent, nie ułatwiał mi, delikatnie mówiąc, pracy na planie. Byłam wrakiem człowieka. Pamiętam, że nagrywałam tamtą piosenkę i płakałam potem w domu. Przez następny rok nawet nie pomyślałam o tym, żeby grać koncerty. Nie chciałam tego. Kojarzyły mi się wtedy tylko z nerwami, stresem. Potem zaczęłam brać leki i dwa miesiące później zaśpiewałam ten utwór na festiwalu. Od tamtej pory gram na festiwalach często, jednak nadal nie wróciłam do moich tras koncertowych. Pierwszy raz stanę na scenie na mojej trasie koncertowej w październiku – po tylu latach! Przez dwadzieścia lat miałam koncerty dzień w dzień! Rozumiesz, co znaczy dla piosenkarki nie śpiewać i nie chcieć tego przez trzy lata?

Rozumiem, że to było dla Ciebie niezwykle trudne…

Nie wychodził ze mnie głos. Takie zaciśnięcie w szyi jakby nie można było oddychać. (cisza) Moja choroba wyniknęła z czynników zewnętrznych. Po pierwsze, któryś raz nie udaje mi się w związku, czuję się niechciana, niekochana. Wyolbrzymione w mojej głowie to, że do końca życia będę sama, bo przecież jestem już taka stara. No i jestem DODĄ. A to czasami przekleństwo, bo rodzi straszne kompleksy i nienawiść u partnera. Mam prawie czterdzieści lat, kolejny związek mi się sypie na oczach całej Polski. Po drugie, jak mogłam znowu dać się oszukać, nabrać, i znowu na oczach tylu ludzi. Po trzecie, przytulam wszystkie dziewczyny, które wyszły ze związków z przemocą psychiczną, bo wiem, co to znaczy. Po czwarte, że jestem osobą publiczną i zawsze wszystko jest moją winą. Wszyscy myślą, że to on mnie zostawił. Moje życie prywatne rozkładane jest na czynniki, a teorie spiskowe ludzi, którzy mnie przecież nie znają, zasypują portale internetowe. Mi pęka serce, a ludziom popcorn od podgrzanej dramy. Nie wiedzą, jaka jestem. Nigdy się nie dowiedzą. No i jak żyć?

To jest dobre pytanie.

Na które każdy musi odpowiedzieć sobie sam.

Po tych wszystkich trudnych doświadczeniach, jaka jest Twoja odpowiedź na pytanie, jak mam żyć?

Z psychiką jest o tyle trudno, że od niej uzależniony jest cały nasz komfort życia. To nie jest tak, jak z raną na nodze, która – choć boli, to i tak możemy znaleźć inne rzeczy, które dają nam mimo wszystko radość i możemy je robić nawet ze zranioną nogą. Jak siada psychika, to siada wszystko. Nic nie daje radości. Nie ma siły do poszukania czegoś innego, co może ucieszyć. Choćby przyjechał książę na białym koniu, proces dotyczący kredytu frankowego byś wygrała, nic cię nie cieszy. Ludzie myślą, że jak wezmą jedną tabletkę antydepresyjną albo pójdą na jedno spotkanie z psychologiem, to od razu będzie lepiej, że będzie jak z raną na nodze, że od razu zacznie się robić strup i nie będzie bolało. Do leczenia depresji potrzebny jest czas i cierpliwość. Nie narzucajmy sobie tej presji: „Kiedy ja się będę lepiej czuć?! No kiedy to się stanie? Ja chcę już! Dłużej nie wytrzymam!”. Trzeba na wstępie zaakceptować, że z depresji nie wychodzi się szybko, że jest to ciężka praca nad sobą, przy wsparciu specjalistów. Dajmy sobie czas na farmakoterapię i psychoterapię, i wtedy efekty nas zaskoczą.

Dziękuję za rozmowę.